DPŚ 29 sierpnia na PGE Narodowy w Warszawie (informacje biletowe)
„Robimy to najlepiej, a Polacy kochają te zawody i jesteśmy w nich specjalistami”. Najlepsza żużlowa impreza, którą kochają polscy kibice wraca. 29 sierpnia na PGE Narodowym odbędzie się Drużynowy Puchar Świata na żużlu. Bilety w bardzo atrakcyjnych cenach, już od 69 zł.
Formuła jest prosta, znana i lubiana: cztery drużyny, po czterech zawodników i rezerwowy, a do tego klasyczny format dwudziestobiegowy. Czego chcieć więcej, aby w 50-tysięcznym towarzystwie kibiców na PGE Narodowym cieszyć się żużlem?
– Świetnego dopingu, kibiców w biało-czerwonych barwach i dobrego nastroju, bo szykują się niezapomniane chwile. To są zawody, które kochamy jako Polacy – mówi Michał Sikora, Prezes Polskiego Związku Motorowego. – Wygraliśmy w 2023 roku we Wrocławiu, a teraz wracamy na PGE Narodowy, gdzie co roku organizowaliśmy turnieje Grand Prix. Wracamy w sensie symbolicznym, bo Żużlowa Reprezentacja Polski rozegrała tam swoje oficjalne zawody tylko raz, w 2016 roku z Resztą Świata i… przegrała, mamy zatem coś do udowodnienia na zdecydowanie innym pułapie odpowiedzialności – dodaje Michał Sikora.
Tanie bilety w cenach rozpoczynających się już od 69 zł są już w sprzedaży. W takiej formule, a więc rozgrywanego co trzy lata Drużynowego Pucharu Świata na żużlu, Polacy pojadą na PGE Narodowym po raz pierwszy i… zapewne ostatni. Organizatorzy podkreślają, że skoro reprezentacja Polski jest wyspecjalizowana w DPŚ, a te zawody prawie zawsze wygrywa (9 razy!), to są one jednocześnie najlepszą imprezą żużlową.
– Jako Polacy robimy to najlepiej organizacyjnie, stwarzając optymalne warunki dla kibiców, właśnie na PGE Narodowym – mówi Stanisław Chomski, który w 2005 roku sięgnął po złoto w DPŚ z Żużlową Reprezentacją Polski w roli trenera. – To jest sport i może się w nim wydarzyć wszystko, więc musimy uzbroić się cierpliwość oraz ze spokojem wypatrywać tego, co przyniesie przyszłość i kibicować naszej reprezentacji – dodaje dla ekstraliga.pl.
Marek Cieślak, legendarny trener reprezentacji Polski, podkreśla: – Topowymi imprezami nadal dla mnie są Speedway Grand Prix i Drużynowy Puchar Świata – mówi dla portalu ekstraliga.pl.
Drużynowy Puchar Świata był organizowany co sezon w latach 2001-2017. Potem zastąpiono go formatem Speedway of Nations (2018-2022). Cykl powrócił od 2023 roku i rozgrywany jest co 3 lata.
Pierwszą reprezentacją, która wygrała DPŚ była Australia (2001). W ostatniej edycji (we Wrocławiu, 2023) najlepsi byli Polacy, wyprzedzając Wielką Brytanię i Danię.
Polska ma najwięcej zwycięstw w historii DPŚ – 9.
Łącznie najwięcej medali mają 3 reprezentacje – Polska, Dania i Szwecja (po 13).
Indywidualnie najwięcej złotych medali ma w swoim dorobku Jarosław Hampel (6).
W Finale DPŚ (29.08.2026 PGE Narodowy w Warszawie) Polska rywalizować będzie na pewno z Australią, która wygrała zawody Speedway of Nations, rozgrywane w 2025 roku w Toruniu.
Kolejne dwie drużyny wyłonione zostaną z półfinałów. Te odbędą się w Niemczech i na Łotwie.
Uczestnicy DPŚ 2026: Polska (gospodarz), Australia (zwycięzca SON 2025), a także dwie drużyny spośród pófinalistów: Niemcy, Łotwa, Szwecja, Wielka Brytania, Norwegia, Dania, Czechy i Ukraina.
Jaka jest recepta na sukces zdaniem Marka Cieślaka? – Kiedyś potrzeba było zdjąć z zawodników ciężar braku wiary w swoje umiejętności, bo przecież nasi żużlowcy wygrywali z rywalami w lidze, więc dlaczego mieliby tego nie robić w Drużynowym Pucharze Świata? – mówi dla ekstraliga.pl. – Zawodnicy sami przekonali się, że są w stanie wygrywać z topowymi rywalami na świecie i tyle. Trzeba powiedzieć, że reprezentacje naszych rywali jak Szwedów z Fredrikiem Lindgrenem czy Antonio Lindbaeckiem, Duńczyków z Nickim Pedersenem, Hansem Andersenem Nielsem Kristianem Iversenem albo Australijczyków z Jasonem Crumpem, Leigh Adamsem, Ryanem Sullivanem naprawdę robiły wrażenie. Głównym powodem naszych sukcesów było jednak wprowadzenie diametralnych zmian mentalnych. Nasze wygrane nie przychodziły łatwo, bo używaliśmy jokera i zwyciężaliśmy nieznacznie. Polska była wtedy na fali i mocno sobie na to zapracowaliśmy – wspomina dawne czasy Marek Cieślak.