Gala FIM oczami Tomasza Lorka
26.11.2015Andaluzja pachnie tańcem flamenco, sherry, stadninami, golfem i żeglarstwem. Miłośnikom sportów motorowych ten uroczy rejon Hiszpanii kojarzy się ze słynnym torem Circuito de Jerez. W 1986 roku rozegrano na nim jeden z najbardziej porywających wyścigów w historii Formuły 1. Brazylijski geniusz Ayrton Senna był lepszy od świetnego brytyjskiego kierowcy Nigela Mansella o 0,014 sekundy. Kustosz muzeum sportów motorowych po dziś dzień odczuwa taniec cząsteczek kwantowych na naskórku oglądając materiał filmowy z tego wyścigu. 29 lat później przy bolidzie Mansella otulonym promieniami słonecznymi stanął Polak. Bartek Zmarzlik, ambitny, pełen entuzjazmu i werwy, mistrz świata juniorów na żużlu rodem ze Szczecina, przybył do tego uroczego zakątka na galę FIM. 22 listopada 2015 roku Jerez de la Frontera zamieniła się w cudną wieżę Babel. Cały świat motocyklizmu zjawił się w Andaluzji. Różne języki, wspólne uzależnienie i pasja: hałas motocykli…
Złotemu medaliście i reprezentantowi Stali Gorzów trudno było oderwać wzrok od silników, kevlarów, ram i wirażu Angela Nieto – legendarnego hiszpańskiego motocyklisty. Spełniły się skryte marzenia Bartka: mógł zrobić sobie zdjęcie z trzykrotnym mistrzem świata Moto GP – Hiszpanem Jorge Lorenzo, przymierzył swoją dłoń z palcami Valentino Rossiego i zakradł się do krainy fruwania ponad hopkami – supercrossu. Jego wielki idol – Ryan Dungey, urodzony w Belle Plaine w Minnesocie, dwukrotny mistrz świata w supercrossie, nosi serduszko we właściwym miejscu. Polskiego i amerykańskiego mistrza łączy kolor duszy: Bartek przekazał honorarium za występ w GP w Gorzowie Wielkopolskim na fundację kontuzjowanego Darcy’ego Warda, a Ryan Dungey uruchomił lawinę podpisów na koszulce DW43.
Dungey wyszedł z cienia artysty supercrossu – Ryana Villopoto. Villopoto, zodiakalny Lew, tryskający ogromnymi aspiracjami, czterokrotny mistrz świata w supercrossie, spróbował sił w motocrossie, ale pechowa kontuzja zmusiła Villopoto do zakończenia kariery. Absencja Villopoto nie otworzyła bram do niebios przed Dungeyem. Ryan nie miał lekkiego życia, bo w mistrzostwach świata musiał rywalizować ze znakomitościami takimi jak: Ken Roczen, Eli Tomac, Chad Reed, Trey Canard. Dungey stanął aż 16 razy na podium podczas 17 rund mistrzostw świata trwających na przestrzeni 18 tygodni! Kapelusze z głów. Nie dość, że znakomicie jeździ na motocyklu, to jeszcze wybornie tańczy. Kto spośród motocyklowej braci jest równie fenomenalny? Sąsiad Dungeya z konferencji prasowej FIM, sześciokrotny mistrz świata w superenduro – Tadeusz „Taddy” Błażusiak.
Panowie przyjaźnią się od dekady, doskonale rozumieją się (nie tylko dlatego, że nie finiszowali w tym sezonie poniżej czwartego miejsca), więc czas spędzony w Museo de la Atalaya, był dla nich niczym wyprawa do sentymentalnej kniei. Taddy, płynnie i błyskotliwie poruszający się po światowych salonach jest wspaniałym ambasadorem polskiego motocyklizmu. Jest niczym Igor Mitoraj – genialny rzeźbiarz rodem z Krakowa, który zdobył sławę poza granicami ojczyzny. Błażusiak, dżentelmen rodem z Nowego Targu, przybył do Andaluzji ze swoją miłością – Joanną i tradycyjnie zasłynął barwną oracją uczynioną w tonacji niewiarygodnego luzu. On nigdy nie czuje się skrępowany. Zawodnik stajni KTM konwersował z dziewięciokrotnym mistrzem świata w trialu, Hiszpanem Toni Bou, a kolor rozmowy sugerował, że panowie znają się tak jakby stawiali babki w jednej piaskownicy. Przesiadka na dwusuw na krótko przed rozpoczęciem mistrzostw świata w superenduro była strzałem w dziesiątkę. Profesjonalizm Tadeusza Błażusiaka jest uroczo porażający. Nazajutrz po gali FIM, Taddy wznowił treningi na motocrossie w Katalonii. Zstąpił z wysokości, bo w Andorze, w której mieszka, spadł śnieg…
Do krainy śniegu wracał Ole Olsen, trzykrotny indywidualny mistrz świata (1971, 1975, 1978), który w Jerez de la Frontera został uhonorowany przez władze sportów motocyklowych. 6 dni przed galą FIM, Ole obchodził 69 urodziny. Wszechstronny żużlowiec, bo oprócz 3 złotych medali na klasycznym torze, sięgnął po triumf na długim torze w 1973 roku, a z Hansem Nielsenem zdobył mistrzostwo świata par w 1979 roku. Hans Nielsen wręczał złote medale podczas gali FIM w Monte Carlo w 2012 roku. Ole czekał na wyróżnienie 3 lata dłużej, ale nie żałował. Rejon Jerez de la Frontera ma przebogate tradycje łowieckie, a Ole z chęcią zapuściłby się na obszar zwany Los Alcornocales w poszukiwaniu zwierzyny. Niestety, wszystko co piękne, nie trwa długo… W poniedziałek 23 listopada Ole opuścił Andaluzję i przez Madryt udał się do Hamburga. Przemieszczając się przez labirynty lotniska Barajas w Madrycie, otrzymał informację, że w Hamburgu przywita go biały puch…
Tai Woffinden obsypał komplementami polskich mechaników (rzetelność i solidność) i polskich kibiców (miłość do speedwaya), a co istotne, uczynił to w szerokim okienku medialnym. Jakby rozłożył wachlarz… Nie wygłaszał peanów za kotarą, tylko podczas oficjalnej konferencji prasowej. Docenił fakt, że jest sam dla siebie szefem, że nie musi wysłuchiwać rad inżyniera wyścigowego, tylko jest mózgiem kameralnej operacji pt. speedway. Cóż, specyfika dyscypliny. Woffinden dołączył do Freddie Williamsa i Petera Cravena (dwukrotnych indywidualnych mistrzów świata rodem z Wielkiej Brytanii).
Z kolei Greg Hancock włączył się w projekt ekologiczny FIM. Jest ambasadorem FIM Ride Green, dba o harmonię z przyrodą. Trzykrotny indywidualny mistrz świata mieszka w Szwecji, a Skandynawowie wiedzą jak dbać o skarby natury…
Prezes Polskiego Związku Motorowego, Andrzej Witkowski, odebrał dyplom za zdobycie złotego medalu przez polskich juniorów. Trzeba było przemierzyć wiele mil, aby dotrzeć do Mildury w Australii i sięgnąć po złoto drużynowych mistrzostw świata juniorów. Coś o tym wie młody obieżyświat Bartek Zmarzlik, który po powrocie z Down Under i pit stopie w Gorzowie Wielkopolskim obrał kurs na Jerez de la Frontera. Trasa z Berlina przez Majorkę była pestką i igraszką po dalekich australijskich wojażach. Bartek Zmarzlik sięgnął z kolegami po złoto w mieście słynącym z plantacji cytrusów. Pikanterii przydaje fakt, że menedżerem Australii był Mark Lemon (Marek Cytryna)…
Hiszpańscy gospodarze zadbali o godną i zacną gościnę. Na jednej z głównych arterii Jerez de la Frontera można było dostrzec dłonie legend odciśnięte w odlewie z brązu. Każdy odlew waży 30 kilogramów, a wykonał je artysta Nicolas Domecq. Swoje poczesne miejsce na chodniku mają tacy mistrzowie jednośladów jak Angel Nieto (13-krotny mistrz świata w wyścigach drogowych), Carlos Checa (mistrz świata superbikes w 2011 roku), Jorge Lorenzo (trzy złote krążki w Moto GP), Giacomo Agostini (15 tytułów mistrzowskich w wyścigach szosowych), Valentino Rossi (9 tytułów w wyścigach szosowych) i Dani Torres (freestyle motocross). Tegoroczny sezon Moto GP rozpalił wyobraźnię najbardziej wybrednych koneserów sportów motocyklowych. Walka pomiędzy Lorenzo a Rossim, fenomenalny wyścig o GP Australii na Phillip Island, kontrowersje na torze Sepang po magicznym dotyku Doctora i Marca Marqueza, stworzyły niezapomnianą aurę. Vito Ippolito, prezydent FIM, dziękował herosom za serce, determinację i pasję, a Emma Bristow, mistrzyni świata w trialu, bawiła towarzystwo humorem Monty Pythona. Na pytanie: „czy czytuje waćpanna Szekspira?”, Brytyjka odparła błyskotliwie jakby wykonała tandem backflipa w stroju do flamenco: „nie, ale wczoraj padał śnieg”. I jak nie kochać niebanalnego klimatu panującego w głowach gwiazd sportów motorowych. Ach, Andaluzjo, żal stąd wyjeżdżać…
Tomasz Lorek